wtorek, 26 listopada 2013

Cna księżniczka.

Budzę się i od razu sięgam po okulary leżące na stoliczku obok łóżka. Przed założeniem szkieł przetarłam oczy, a po chwili, gdy już stałam poza bezpiecznym i cieplutkim łóżeczkiem usłyszałam charakterystyczny hałas. To gruby tom "Igrzysk Śmierci" upadł na podłogę, a jego ciemna okładka zamknęła się. No świetnie, pomyślałam. Znów zasnęłam przy czytaniu i nie pamiętam na jakiej stronie skończyłam. Oczywiście wobec tej książki nie jest to problem, przeczytałam ją już kilka razy, ale do dobrych lektur warto wrócić. Kremowym korytarzem przeszłam do łazienki, a w niej rozebrałam swoje szare spodenki i czarną bluzkę z krótkim rękawem, które robiły u mnie za piżamkę. Weszłam pod prysznic, a namydlając ciało równocześnie myłam zęby, wiedziałam, że dziś znów spóźnię się na autobus i będę musiała zadzwonić po brata mieszkającego kilka kilometrów stąd żeby odwiózł mnie do szkoły. Cholera, jego lśniące, bordowe BMW zaszokuje wszystkich, a ja utonę w pytaniach ludzi, na których nie mogę patrzeć. Są płytcy, nie rozumiemy się wzajemnie, ja jestem zbyt dojrzała, a oni zbyt dziecinni. Ja wolę czytać książki - oni natomiast cały dzień spędziliby na Facebook'u. Z internetem mam tyle wspólnego, co wejść, ściągnąć jakąś nową piosenkę, wyjść. Nie rozumiem, co ich w tym kręci. Podstawowy problem, nie rozumiemy się. Nie lubię się udzielać, chyba że widzę, iż ktoś popełnia rażący błąd, oczywistym jest, że zaraz zostaję atakowana ze wszystkich stron, więc później siedzę cicho. 
Tak jest najlepiej. Nie rzucać się w oczy, nie udzielać, nie oddychać, nie żyć. Jednak skoro jestem, to trzeba się z tym pogodzić. Ubrałam swoje czarne rurki i bluzę z kapturem. Narzuciłam skórę, z tworzywa sztucznego, i czarne buty za kostkę. Tak ubrana wyszłam z domu, zapominając śniadania i zadania domowego z polskiego, i zaczęłam pędzić co sił w nogach na autobus. Prawie ochlapana przez jego koła błotem spod przystanku wpadłam do środka zdyszana. Czułam się źle odprowadzana spojrzeniami reszty szkoły, ale wreszcie po miesiącu chodzenia na nogach ponad kilometra załapałam się na przejażdżkę autobusem. Zakamuflowałam się na tylnym siedzeniu i włożyłam słuchawki do uszu, zaraz zaczęła z nich płynąć spokojna muzyka. Szybko zastąpiłam ją "Sail" i przypomniałam sobie kroki do tańca, jakie kiedyś układałam z przyjaciółką. Kilka razy zdążyłam ją przesłuchać i już musiałam wysiadać. Dzień w szkole zaczął się od oszczerstw w stylu O. Wreszcie zdążyła na autobus. Gdzie zgubiłaś swojego trupa? Wyglądasz jak wampir, idiotko. Zejdź mi z oczu, bo zaburzasz piękno krajobrazu. O to piękno, to bym się sprzeczała. Deszcz leje jak z cebra, drzewa uginają się prawie do ziemi, wszyscy są mokrzy, włosy przyklejają się do głowy, a na dodatek zaparowały mi okulary. Na ślepo trafiłam do sali pani Kilimowicz. Nauczycielka polskiego siedziała już w klasie, jako że dzwonek i szkolne reguły to świętość, której naruszyć nie można. 
-Dzień dobry, dzisiejszą lekcję zaczniemy od sprawdzenia ile z was odrobiło wczorajsze zadanie domowe. Kto chce zgłosić nieprzygotowanie niech podniesie rękę. Tarkowski, Jóźwiak, Nowak, Janużkiewicz, Kapral. Po tobie Sylwia się tego nie spodziewałam, ale skoro tak, to muszę wstawić ci nieprzygotowanie. 
Klasę przeszło głośne buuu, ale zostało uciszone jednym gestem dłoni. Przeszliśmy do tematu. Każdy z nas musiał przeczytać opowiadanie Idy Fink "Zabawa w klucz" i swoimi słowami opowiedzieć, o co w nim chodzi. Jakoś nie miałam na to ochoty i powiedziałam to, co zasłyszałam od reszty. Jakoś zdołałam dotrwać do końca lekcji, a po przerwie miało nastąpić piekło. Nie, żadna fantastyka. Matematyka jest aż nadto realistyczna. Rozwiązywaliśmy zadania z pola i objętości walca. Nuda. To akurat rozumiem. Nie budziłam zbytniej sensacji. Kilka razy stałam przy tablicy, zupełnie zobojętniała na toczące się wokół rozmowy. Zrobiłam zadania i wróciłam do ławki się spakować. Z klasy wyszłam jako pierwsza. Skierowałam się ku klasie biologicznej, a pan Chudziński powitał mnie radosnym uśmiechem. Z tego przedmiotu w Hogwarcie miałabym wybitny. Uwielbiałam biologię, najbardziej dział Genetyka, który niestety szybko się kończył i już zaraz miałam pisać z niego sprawdzian. Zapewne wystarczy mi tylko napisać w ćwiczeniach zadania z powtórzenia. Godzina minęła mi na miłej pogawędce z nauczycielem o chromosomach i tym, co się dzieje, gdy dany chromosom działa. Najdłużej rozmawialiśmy o dzieciach z downem i tym, co niesie za sobą ta choroba. Patrzono na mnie jak na dziwaczkę, ale w tym momencie byłam zbyt zaintrygowana rozmową, by zwrócić na to uwagę. Z klasy wychodziłam w lepszym nastroju, ale zapomniałam o jednym. Ja nie mogę być radosna, to zbyt inne, a skoro inne to denerwujące. Jak na raz przyczepiła się do mnie Ewa, klasowa dzi... diva. 
-Widzę jesteś w dobrym nastroju Eleonoro - tak, tak właśnie zostałam skrzywdzona przez rodziców. Nie dość, iż mój charakter jest spaczony to i imię wybiega przed szereg. 
-Coś byś chciała od niej, Ewuniu ? 
Słodki głos jedynej dobrej duszy w tej szkole zabrzmiał tuż za moim uchem. To Marcin Jackowiak stanął w mojej obronie. Moja mina była o wiele bardziej zdziwiona niż Ewy, która nieśpiesznie odeszła kołysząc prowokująco biodrami. 
-Eli, wszystko dobrze? 
-Tak, dziękuję ci, za to. Ale jeśli nie chcesz stracić swojej opinii, to radzę ci odejść. 
-A może ja nie chcę odejść?
-Nawet nie żartuj. Wierz mi nie jestem tym kimś z kim chciałbyś się zadawać. 
Odeszłam pośpiesznie. Bałam się takich rozmów. Nie lubiłam rozmawiać z ludźmi, byli dla mnie obcy, a ja nie lubiłam obcych. Całe moje dorosłe zachowanie chwieje się właśnie na tym. Na wyobcowaniu. Nie potrafię rozmawiać, nie potrafię flirtować. Jestem do niczego w sferze towarzyskiej. Nie potrafię się przełamać, a widząc mój brak zaangażowania i mama się poddała. Reszta dnia była już raczej spokojna. Nie działo się nic wartego uwagi. Żadnych kąśliwych uwag, żądnych dziwnych rozmów. Czasem krzyżowałam spojrzenie z Marcinem, mijając go w korytarzu. Widziałam, że coś go gryzie, ale nie miałam ochoty zagłębiać się w rozmowę. Szczególnie, iż pałałam do tej właśnie osoby szczególnym uczuciem. Kiedyś, dawno dawno temu, byliśmy nawet dobrymi znajomymi. Znaliśmy się od piaskownicy do podstawówki i byliśmy prawie nierozłączni. Później ja się zamknęłam w sobie, a on stał się szkolną gwiazdą sportu. W szóstej klasie był oblegany przez dziewczyny, a w Walentynki dostawał najwięcej kartek. Ja ubrana na czarno siedziałam w kącie, zazdrosna. Nie miałam, i nadal nie mam, odwagi, by powiedzieć mu co czuję. A jeszcze trochę i nastąpi to, co nieuniknione i nadejdzie to czerwone święto. Ostatnio będąc w Tesco widziałam ludzi rozwieszających serduszka, rozstawiających czekoladki w opakowaniach w kształcie serca. Czerwono, jak w piekle. Chciałabym móc przespać albo przeczytać to święto. Najlepiej zakopać się gdzieś głęboko. Tymczasem ubrałam kaptur na głowę i przemaszerowałam po całym placu szkolnym do przystanku. Stałam tam bawiąc się kałużą, zanurzając w niej swoje buty, dopóki nie usłyszałam czyiś cichych kroków. Ktoś wyraźnie nie chciał mnie przestraszyć. 
-Eli. Możemy pogadać? Mamy chwilę, ale pozwól mi zacząć, dobrze?
Nieśmiało przytaknęłam, bojąc się spojrzeć mu w oczy. Bałam się, iż zobaczę w nich szyderstwo, które chciało wypłynąć z jego ust. Że zobaczę hamowane rozbawienie. Siedziałam tam, wyglądając jak śmierć w ubraniach nastolatka z głową prawie pomiędzy kolanami. 
-No więc. Rano powiedziałaś, że nie jesteś już tą samą osobą. Chyba miałaś rację. W niczym nie przypominasz tamtej roześmianej dziewczynki, którą byłaś. Wydoroślałaś, spoważniałaś. Urosłaś. Ale nadal tak samo słodko mrużysz oczy kiedy czytasz, nadal masz te zniewalające dołeczki w policzkach. Nadal ten sam uśmiech na całej twarzy włącznie z oczami. Masz piękne oczy, które hipnotyzują. I wiesz, co? Chciałbym właśnie tę Eli poznać. Pozwolisz mi?
-Marcin, zrozum mnie. Od lat jestem odrzutkiem. Ja sama nie wiem jaka jestem. Z nikim nie rozmawiam, chowam się po kątach, żeby mnie nie obrażali. Nie mam internetu. Nie chodzę na imprezy. Jestem twoim zupełnym przeciwieństwem. 
-Przeciwieństwa się przyciągają, udowodnię ci to. 
Odszedł powoli. Gwiżdżąc pod nosem i wymachując rękoma. Nadjechał bus. Wsiadłam i bez zastanowienia usiadłam na pierwszym lepszym wolnym miejscu. W pewnym momencie minęliśmy idącego do domu Marcina. Uśmiechnęłam się pod nosem, a on był na tyle spostrzegawczy, by to dojrzeć. Odwzajemnił uśmiech, a Laura zaczęła chichotać pod nosem. Odebrało mi to resztkę pewności siebie. Chciałam się dowiedzieć do kogo uśmiechał się chłopak, ale wiedziałam, że o to nie zapytam. 

Siedziałam w pokoju, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Potykając się zbiegłam ze schodów, bo wiedziałam jak bardzo czuła jest mama na dzwonek, a teraz poszła spać, było jej to potrzebne. Otworzyłam drzwi pewna, że jest to ktoś z wielu znajomych mamy z pracy. Ku mojemu zdziwieniu spojrzałam prosto w zielone tęczówki okolone ciemnymi rzęsami. Marcin stał w moim progu, jak kiedyś wiele lat temu, gdy przychodził bawić się w ogrodzie. Cicho otworzyłam drzwi i zapytałam o powód przyjścia. Wskazał na koszyk w ręce i wprosił się do domu. 
-Na dworze jest za mokro i zimno, by urządzić piknik, ale z tego co pamiętam, to twój salon będzie idealny. 
-Nie czujesz się tu zbyt swobodnie? 
-Ależ oczywiście Śnieżko, że czuję się tu swobodnie. Spędziłem w tym domu połowę dzieciństwa, ale ze względu na zasady dobrego wychowania zapytam. Czy ja dusza uniżona, mógłbym rozłożyć koc przed twym kominkiem, aby spożyć posiłek razem z twą osobą, o pani? 
-Cny rycerzu, strawę swą spożyj godnie lecz wybacz mi me zachowanie, ale oddalę się po schodach do mej komnaty na wieży. 


-Nigdzie nie idziesz - powiedział i szarpnął mnie za rękę. Zrobił to na tyle niefortunnie, że upadłam prosto na niego, a on wykorzystując sytuację pocałował mnie w czoło. Od miejsca, które dotknęły jego usta rozeszło się ciepło i po chwili ogarnęło całe moje ciało. Ogień z kominka był w porównaniu z temperaturą mego ciała, zimny jak lód. Siedziałam tam w chłopakiem moich marzeń i wstydziłam się swojego ubrania. Szare dresy rozszerzane na końcu i fioletowa bluza, którą ubierałam, gdy było mi zimno nie były odpowiednie na takie spotkanie. Lustrując Marcina zauważyłam, że on postarał się bardziej. Zielonooki zauważył mój czujny wzrok i uśmiechnął się pod nosem. Jak wtedy, gdy mijałam go jadąc autobusem. Znów coś zakuło moje serce. Laura i jej chichoty. Uśmiech zniknął mi z twarzy. To była ostatnia szansa na zadanie pytania. Zebrałam całą swoją odwagę i patrząc mu w oczy zapytałam:
-Do kogo uśmiechałeś się idąc do domu? 
Zaraz po tych słowach spłonęłam rumieńcem i chciałam uciec, ale jego ręka na moim ramieniu skutecznie mi to utrudniała. 
-A jak myślisz, Eli? Do kogo mogłem się uśmiechnąć, widząc, tak utęskniony przeze mnie, uśmiech danej dziewczyny? 
Nadzieja zakiełkowała mi w sercu. Czy to możliwe, iż temu właśnie chłopakowi zależało na moim uśmiechu? Chciałam by był szczęśliwy, więc obdarzyłam go najszerszym, najbardziej szczerym uśmiechem jaki potrafiłam po tak długim czasie wywołać na twarz. 
-Jak ja za tym tęskniłem. Nie wiesz jak piękna jesteś. Albo wiesz i skutecznie to ukrywasz. 
-Nie jestem piękna, jestem pospolita. Nie wiesz, co mówisz. 
Bardzo miło było mi tego słuchać. Nie chciałam jednak jakkolwiek go do siebie przybliżać. Ciężej mi byłoby wtedy go odepchnąć. Nie chciałam tego. 
-Dobrze wiem, co mówię. I wiem, że kombinujesz jak mnie od siebie oddalić. Otóż gwarantuję ci jedno, nie uda się. 
Nie odpowiedziałam na to nic. Znałam siłę jego uporu. Wiele rzeczy udało nam się w dzieciństwie załatwić dzięki temu i mojemu urokowi. Byliśmy jednymi z najbardziej obłowionych w słodycze dzieciaków z okolicy. 
-Zmieńmy temat. 
-Dobrze. O czym chciałbyś rozmawiać?
-Nie, dziś to nie ja gram główną rolę, to ty musisz wybrać. Kino, muzyka... 
-Co lubisz robić? 
-Lubię grać w siatkówkę, słuchać dobrej, starej muzyki, patrzeć na ciebie. 
-Miało być bez żartów.
-Nie, miała być zmiana tematu, więc zmieniam. A ty co lubisz robić?
-Czytać, śpiewać, słuchać muzyki. 
-Zaśpiewaj mi coś. 
Zgodziłam się i wybrałam piosenkę Cheryl Cole "Parachute"                                                                      
Won't tell anybody how you turn my world around 
I won't tell anyone how your voice is my favourite sound
Won't tell anybody
Won't tell anybody 
They want to see us fall 
They want to see us fall down

I don't need a parachute 
Baby, if I've got you 
Baby, if I've got you 
I don't need a parachute 
You're gonna catch me 
You're gonna catch if I fall 
Down, down, down /

Nikomu nie powiem, jak obracasz mój świat
Nikomu nie powiem, że twój głos jest moim ulubionym dźwiękiem
Nie powiem nikomu
Nie powiem nikomu
Oni chcą zobaczyć, jak upadamy
Oni chcą zobaczyć, jak upadamy

Nie potrzebuję spadochronu
Kochanie, jeśli mam ciebie
Kochanie, jeśli mam ciebie
Nie potrzebuję spadochronu
Złapiesz mnie
Złapiesz, jeśli będę spadać
W dół, w dół, w dół

Chyba źle dobrałam piosenkę do sytuacji, ale zaśpiewałam tę, która najbardziej mi się z nim kojarzyła. Chłopak podłapując jeden z wersów zanucił, już po polsku. 
-Nikomu nie powiem, jak obracasz mój świat. A mogę coś zrobić, żeby ta piosenka była jeszcze bardziej rzeczywista? 
-Co masz na myśli?
-Właśnie to. 
Dotknął wargami moich warg. Pocałował mnie delikatnie, a mi świat zawirował przed oczami. Zamknęłam oczy i delektowałam się pocałunkiem. Chciałam, by się pogłębił, ale Marcin go zakończył. W oczach miałam ogniki. On roześmiał się patrząc na mnie. Dołączyłam do niego, a później zajadaliśmy się kanapkami z serem, szynką i pomidorem. Po skończonym podwieczorku położyliśmy się na kocu ramię w ramię. Trzymaliśmy się za ręce. Uśmiechaliśmy się do siebie i rozmawialiśmy o wszystkim, co działo się w moim życiu. Przy Marcinie mogłam być sobą. Nagle zegar w korytarzu wybił dziewiątą wieczorem. Czyli gadaliśmy kilka godzin. Nagle usłyszeliśmy kroki. Chciałam zerwać się z koca, ale poczułam chłodną, kojącą dłoń chłopaka na swojej i tylko usiadłam, a on z robił to samo. Matka weszła do pokoju i nagle stanęła jak wryta, widząc swoją nieśmiałą córkę trzymającą za rękę przystojnego chłopaka.
-Nie chciałabym wam przeszkadzać, ale jest już trochę późno i chciałabym, aby Eleonora poszła spać. 
-Niech pani wybaczy. Trochę się zagadaliśmy. Musieliśmy nadrobić kilka lat. 
-Ma... Marcin? Wybacz, nie poznałam cię. Jak mi miło znów gościć cię w swoim domu. Jednak nie zależnie od tego, jak bardzo cię lubię musiałbyś już wyjść. 
-Było mi miło, bardzo miło, płomyczku. 
Poczochrał moje włosy dłonią, a ja odruchowo pocałowałam do w policzek. Uśmiechnął się i wyszedł. Wyszeptałam tylko krótkie cześć. Nagle zdałam sobie sprawę, że zapomniał kocyka. A miał taką dobrą pamięć. Mama wiedziała o co chodzi.
-Czuję, że znów będzie bywał tu częściej niż we własnym domu.
Mam nadzieję, że twoje proroctwo się spełni, mamusiu. Nawet nie wiesz jaką. 

15 komentarzy:

  1. Nareszcie przeczytałam! Za długi rozdział, za dłuugi! Ja mam bardzo mało czasu i nie nadążam, naprawdę! W wakacje to rozumiem, ale nie teraz ;c. Rozdział mi się bardzo podobał.
    Pozdrawiam Amy ;)

    w wolnej chwili zapraszam do siebie. Liczę na twoją opinię. Każdy komentarz jest drogocenny :).
    http://melodie-serc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jak raz dłuższy napisałam to źle. XD Nie no, miałam napisać krócej i inaczej, ale coś mnie napadło ze szczęścia XD W wakacje to napiszę Ci taki rozdział, że padniesz :D
      Oczywiście, że wejdę.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Śliczny. *o* naprawdę, aż łza kręci się w oku ze wzruszenia. uwielbiam twój styl. naprawdę gratuluję. :**
    czekam na następny. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Starałam się przelać gorycz ostatnich dni w moim życiu, więc niektóre kawałki są rzeczywiste, a inne nie. Nie powiem, które są które. :D Następny może w przyszłym tygodniu. Tylko o czym teraz ? :D
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ach, acham i ocham nad tą opowieścią. Historia ogromnie przypadła mi do gustu. Masz racje, jest bardzo optymistyczna! :D Więcej takich tekstów proszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też to robiłam, podczas pisania. Normalnie miałam wenę jakąś i to duży jej napad. Musiałabyć optymistyczna, bo taka właśnie byłam pisząc, dlatego właśnie założyłam tego bloga, żebym mogła pisać cokolwiek niezależnie od nastroju. Podeślij jakiś pomysł, to napiszę. Pozdrawiam :D

      Usuń
  4. A dla mnie wciąż było zbyt krótko :) Wciągnęłam się w tę historię :) Podoba mi się postać Eleonory (jej rodzice mieli specyficzny gust :D). Może dlatego, że coś przyciąga mnie do ludzi odmiennych? Może dlatego, że sama jestem do niej cholernie podobna... Chociaż ja na jej miejscu prawdopodobnie zmieszałabym z błotem takich ludzi jak Ewa! Fajnie, że Marcin poszedł po rozum do głowy i odkrył to, co w niej najpiękniejsze :) Czy tylko dla mnie fascynacja genetyką nie jest niczym dziwnym? Chociaż bohaterka mogła porozmawiać z nauczycielem o zespole Edwardsa, Pataua albo Klinefeltera - są o wiele ciekawsze :)
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną notkę :)

    P.S. Chciałaś, by wytykać Ci błędy, więc nie "na wierzy", a "na wieży" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w ferie dla Ciebie specjalnie napiszę notkę na kilkanaście stron, nie wiem o czym, ale napiszę. Eleonora wpadła mi do głowi dość dawno, ale do tej pory nie potrafiłam wymyślić czegoś idealnego dla niej, a tu nagle oświecenie (ruch umysłowy... STOP! Boże, historia, moje utrapienie) i już było. Napisałabym dłużej, ale jakoś ten moment podobał mi się na zakończenie, trochę tajemniczy i wkurzający XD Ja Ewę też bym "shejciła" - ah, ten dzisiejszy slang. Marcinek <3 Big loff z mojego opowiadania, zakochałam się w jego charakterze, bo jest takim chłopakiem o jakim marzę. Kocham Cię, nie sądziłam, że ktoś jeszcze poza mną interesuje się Genetyką. Kocham ją <3 Dziękuję za wytknięcie błędów, poprawię. Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Hmm.. Czy ja mam wrażenie, że chcesz upodobnić mojego blodżka do swojego? O mój boże jak tak to cieszę się w takim razie, że kogoś inspiruje. Twoje komentarze są miłe i długie, ja kocham się odwdzięczać, ale nie potrafię. Głupie, co nie?
    Co do rozdziału. Który to jest pierwszy czy drugi? Jest zdecydowanie długi i dłuższy. Fakt mnie bardzo cieszy i błędów nie znalazłam. Ale weźmy pod uwagę logikę. Rozumiem,że oni się długo znają, ale dla mnie za szybko jest ten boski pocałunek. Tak cudowne dialogi i opisy przy tym momencie, że się rozpłynęłam. I tak ona będzie często bywał w ich domu. Wyczuwam romans!
    Pozdrawiam <3
    ♠ ostatni-wdech.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm. Chyba nie próbuję, to po prostu tak mnie naszło, na chwilę, i odeszło w zapomnienie. Ale masz powód do uciechy. XD Lubię Twojego bloga, nawet bardzo :D Ohh, to nie jest rozdział, to jednopartówka, kiedyś może coś napomknę o Eli, ale chyba za bardzo, bardzo długi czas. On jest tak szybko, bo nie miałam czasu na pisanie, nie chciałam przeciągać tego w nieskończoność ( i w efekcie musieć pisać kilka rozdziałów). Będzie romans, w wyobraźniach wszystkich, co czytają :D
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Droga Nikolo.

    Cudne opowiadanie, aż łezka kręci się w oku.
    Eli to typowy zamknięty w sobie outsider, ale to wcale nie oznacza, że dziewczyna nie ma prawa kochać i być kochaną. Marcin to słodziak, który jest ponad podziałami. Końcówka piękna i rozczulająca.

    To, że Eleonora ma takie imię jakie ma, i to, że jest inna niż współczena młodzież, czyni ją gorszym? Absolutnie nie! I Ty to udowadniasz tym ślicznym opowiadaniem!

    Mam pytanie. Dlaczego raz piszesz w czasie teraźniejszym a raz w przeszłym? Niestety w tego typu tekstach jest to niedopuszczalne, bo burzy lekkość i płynność tej historii. Powinnaś zdecydować się na jeden czas i zmienić to.

    Inne błędy, które udało mi się znaleźć:

    # "Chciałabym móc przespać albo przeczytać to święto." - chyba "przeczekać", co?
    # "Siedziałam tam w chłopakiem moich marzeń" - powinno być "z" zamiast "w"
    # "odruchowo pocałowałam do w policzek" - "go" zamiast "do".

    Tyle. Zapraszam tymczasem do mnie, gdzie pojawił się nowy rozdział. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Alex.
      Tak, zdecydowanie mam problem z czasami, ale staram się, a przynajmniej próbuję, się poprawić. "Przeczytać" to nie był błąd, chodziło o to, że chciałaby czytać książki przez całe to święto. Dwa pozostałe poprawię, jak tylko wróci mi siła, bo jednak od 7 jestem na nogach i do tego latam po podwórku jak głupia XD. Oczywiście, że wstąpię.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. A ja bardzo się cieszę, że napisałaś długi rozdział. Wiadomo, że nie każdy ma czas, żeby czytać takie długie, ale zawsze można to rozłożyć na dwa razy, albo przeczytać w wolnym czasie. Także nie przejmuj się i jesli masz wenę to pisz długie.
    Ja przeczytałam od razu, ale teraz dopiero mam chwilę, żeby skomentować. Bardzo wciągnęła mnie ta historia. Doskonale opisałaś uczucia osoby odrzuconej, jej smutek i przykrości. Miała prawdziwe szczęście, że osoba, w której kochała się od zawsze zwróciła na nią uwagę. Pomysł z piknikiem był mega romantyczny! Serio, aż się wzruszyłam. Genialnie to wyszło. Z wielką chęcią przeczytałabym kontynuację tej opowieści. Przewidujesz ją rozwinąć?
    Czekam na kolejną notkę, bardzo podoba mi się Twój styl pisania!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie ktoś się z tego cieszy. Jak na razie chyba tylko dwie osoby. Będę pisała długie specjalnie dla Ciebie, Rudzielcu. xD Umiałam to opisać, bo chyba właśnie tak się w środku czuję, nieporadna, bezbronna... Piknik, soo sweet <3 Chyba jednak jej nie rozwinę, jest dobra jako jednopartówka, nie chcę tego zniszczyć nudząc Was kolejnymi rozdziałami nudnego Love Story w moim stylu, zapewne zabiłabym jego... albo ją. XD
      Powiadomię, jak tylko się pojawi.
      Pozdrawiam również.

      Usuń
  8. Masz super bloga i piszesz świetnie. Budowa zdań i w ogóle. Ale jest jeden rodzaj błędu, który w każdym przeczytanym blogu doprowadza mnie do szewskiej pasji (przepraszam za to! Wybaczysz mi?). Nie można pisać, cytuję: "rozebrałam swoje szare spodenki i czarną bluzkę". No bo, z czego je rozebrałaś? W co były niby ubrane? I jeszcze: "Szare dresy rozszerzane na końcu i fioletowa bluza, którą ubierałam", znowu. W co ubrałaś fioletową bluzę? W Trampki, w kurtkę? No błagam.
    Twój blog jest świetny, i będzie IDEALNY, jeżeli nie będziesz popełniać takich błędów.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy