niedziela, 11 maja 2014

Chwila prawdy.

Czasem zastanawiam się nad sensem istnienia człowieka na Ziemi. W końcu każdy powinien coś w życiu zrobić, wykonać jakąś misję powierzoną mu przy urodzeniu. Może zbyt filozofuję – jak wspominali mi już znajomi. Jednak co robić, gdy ulubione miejsce to klif nad morzem, idealny do takich rozważań z pięknym widokiem na dzikie, otwarte i tajemnicze błękitno turkusowe morze. Tak więc dzień w dzień siadałam na skalnej półce, patrzyłam w dal nieobecnym wzrokiem i myślałam nad sensem tego wszystkiego.
Bo po co ja żyję? Nigdy nikomu niczego nie dałam. Nigdy nie pomogłam osobie w potrzebie, a zamiast tego potęgowałam jej smutek. Jestem złym człowiekiem. Nawet bardzo złym. Używałam broni przeciw bliźniemu, do kościoła nie chodzę, bo boję się tego w co mogę tam uwierzyć, a dobroć kończy się u mnie na czysto egoistycznych pobudkach. I gdzie później trafię? Umrę i zostanę pochowana – bo rodzice to zagorzali katolicy – w świętej ziemi, by co? By trafić do gorącego piekła czy do monotonnego czyśćca, w którym będę odpokutowywała za grzechy popełnione za życia?
A właściwie, to po co zostałam stworzona przez tego na górze, przecież dobrze wiedział, jaka będę, bo skoro wiedział, że zdradzi go jeden z uczniów, to musi też wiedzieć jacy będą ludzie, których wysyła na ten świat, no nie? Bezdenna nicość. Uczucie bezradności każdego dnia, w każdej chwili, każdej sekundy. I to wszystko za co? Za jeden blady uśmiech, bez udziału oczu czy jakichkolwiek mięśni, jaki posyłam rodzicom, by byli spokojni? A może za wzruszenie ramion, gdy ktoś pyta się mnie o coś czego nie potrafię – a nie potrafię wielu rzeczy. Moja koegzystencja ze światem to raczej pasożytnictwo. Jestem jak wesz.
Piję krew, a nie daję z siebie nic. Dokładnie tak. Inni porównują się do lwów, tygrysów, węży czy innych zabójczych zwierząt, a ja jestem wszą. Ludzką wszą. Robię wszystko, by osiągnąć coś dla siebie jak najmniejszym kosztem. I często mi się to udaje. Żeby nie skłamać – choć, czemu mam mówić prawdę, co to da tak właściwie? – umiem dostać wszystko. Jestem też chamska. Wredna. Leniwa. Zła. Pazerna. Pyszna. I ktokolwiek by mnie nie spotkał zawsze pada jedno słowo porównania mojej osoby do czegoś. Sama dla siebie jestem wszą, dla nich jestem demonem. Czarne oczy, czarny makijaż, blada cera, ciemne ubrania, kolczyki w uszach, pępku, języku i wędzidełku. Bez zainteresowań. Bez perspektyw. Bez życia. Ja egzystuje. Nie żyję. Staram się chociaż czasem udać normalną, ale to tak trudne, że nie potrafię. Nikt mnie nie rozumie, ale moja psychika jest zbyt twarda, by pozwolić mi się okaleczać. Zamiast tego siedzę tutaj. Z dala od wszystkiego.
Kiedy dzień czy dwa nie ma mnie w tym miejscu, w mojej samotni i miejscu, gdzie mogę się uspokoić, to mam ochotę zacisnąć pięści na gardle ludzi dookoła. Ale to też do niczego nie prowadzi. Ten ktoś wyrwie się z tego łez padołu a ja pójdę siedzieć i nie będę mogła więcej tu przyjechać. To nie ma sensu. Źle czuję się z tym wszystkim.
Trwam w postanowieniu, że kiedyś się zmienię.
Łudzę się ja wielu ludzi.
Ludzie się nie zmieniają.
Ludzie są ludźmi.
Ludzie są bestiami.
Ludzie są fałszywi,
Pyszni,
Chamscy,
Próżni,
Leniwi.
Ludzie są jak ja.
Tylko że oni nie potrafią się do tego przyznać.
Nie mają jednej cechy, którą mam ja.

Odwagi.  

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że wreszcie wróciłaś do nas z nowym postem, bo myślałam, że kompletnie opuściłaś blogową sferę. Cieszę się, że tak się nie stało;) Wobec tego w pierwszej wolnej chwili "przybiegłam" zobaczyć, co nowego słychać.
    I muszę Ci powiedzieć, że te 'filozoficzne' rozmyślenia, które zamieściłaś w tym rozdziale, bardzo mi się podobały. Opisujesz dziewczynę, która stoi na swoim osobistym rozdrożu i myśli nad sensem istnienia. Swojego istnienia. I co wynika z tych przemyślen? Same negatywne rzeczy. Bo nie można pozytywem nazwać jej obecnego stanu. Jest kompletnie zdołowana, czuje się nieważna i wie, że w pewnym sensie zniszczyła i niszczy swoje życie.
    Ten rozdział/ notka (zwał jak zwał, zależy czy będzie kontynuacja) przypomina mi trochę ostatnie namaszczenie, albo jakąś spowiedź. Wybacz, ale takie skojarzenie miałam:D Dlaczego? Bo nagle przypomina sobie wszystkie swoje grzechy, wszystkie złe rzeczy które popełniła i chyba żałuje.
    bardzo przyjemnie się czytało!:) Planujesz kontynuację? ;)

    A w wolnej chwili serdecznie zapraszam na kolejny rozdział "Tajemnicy Locmarie", a w nim rozpoczęcie wspólnej pracy duetu L&L;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wróciłam i już zabrałam się za nadrabianie zaległości.

      Usuń

Obserwatorzy